środa, 26 października 2016

See all I need is a whisper in a world that only shouts.

Godzina 22:15, piątek.
Mój upragniony piątek, wreszcie mogę pójść wcześniej spać i nadrobić pięciogodzinny sen na tygodniu. Jednak słyszę dźwięk telefonu, odbieram, a w słuchawce słyszę znajomy głos:
"Masz czas? Nie gadałyśmy jakieś sto lat."
To przyjaciółka z gimnazjum, która na dalsze lata nauki wybrała inne miasto. Z początkowo planowej krótkiej rozmowy wyszły ponad trzy godziny. Opowiadała mi o swoim wyjedzie do południowej Francji na camping surfingowy. O tym, jak wielu ciekawych ludzi poznała, w ilu językach mogła się komunikować. Przybliżyła mi jednego, dwudziestokilkuletniego Niemca, który wziął rok przerwy w studiach i podróżuje po świecie z przerwami na dorywczą pracę. Spełnia marzenia. Nie chcę się tutaj rozpisywać na jego temat, po prostu po tej rozmowie nie mogłam zasnąć przez rozmyślania o swojej przyszłości.

Nie jestem pewna, czy w dobrym kierunku zmierzam. Tak wiem, nie jestem jedyna. Każdy zastanawia się, czy dobrą decyzję podjął w wyborze liceum, studiów czy pracy. Ale doskonale wiem, z czym się wiążą studia, na które celuję. Z ograniczeniem życia towarzyskiego i czasu wolnego do minimum. Wkuwania ogromnej partii materiału z dnia na dzień. Jestem rozdarta pomiędzy wysokimi ambicjami a pragnieniem spełniania marzeń i chodzenia z głową w chmurach. I wiem, że obu tych rzeczy nie da się czasowo pogodzić. Ktoś mi powie: Skończysz studia, znajdziesz pracę i będziesz mogła robić, to co chcesz. Ale czy to będzie to samo? Nikt mi na to nie odpowie.

Często siedząc nad książkami, późną porą, kiedy wszyscy domownicy już śpią, zastanawiam się, czy nie odpuścić. Tak po prostu. Zdać maturę, tak żeby pójść na jakieś lżejsze studia i żyć w pełni studenckim życiem. Mieć trochę czasu dla siebie i na robienie rzeczy, które do tej pory ciągle odkładam w czasie, na "potem". Mieć co wspominać z tych lat, które wielu uważa za najpiękniejsze, poza nieprzespanymi nocami, hektolitrami kawy i drodze uczelnia - mieszkanie.

Parę tygodni temu, w godzinach późno popołudniowych zapukał młody, wysoki mężczyzna w charakterystycznej zielonej koszulce. Okazało się, że to członek WWF, który biega cały dzień od drzwi do drzwi szukając ludzi, którzy chcieliby wspomóc rysie. Tak po prostu. Mój tata zaprosił go do środka, a on poza nakreśleniem sytuacji tych zwierząt w Polsce opowiedział nam parę historii związanych z jego życiem prywatnym. O podróży do Indii stopem. O przyjacielu ze Stanów, który jeździ ze swoim kotem na motorze. O wielu znajomościach, jakie nawiązał pracując dla WWF. Chciałabym mieć tyle barwnych wspomnień będąc w jego wieku.

Wiem, że nie jestem w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądało moje życie za 10 lat, ba, nawet nie wiem co będę robiła w przyszłym roku o tej porze. Po prostu dużo myślę, co w efekcie nie prowadzi chyba do niczego. Jestem tym typem człowieka, który nie widzi swoich małych sukcesów, ale jedynie porażki i to, czego mu się nie udało zrobić. 
Wyjeżdżam jutro na rekolekcje z nadzieją na uzyskanie odpowiedzi na moje tak liczne pytania. 
Zostawiam Was z piosenką, która ukazała się na reedycji płyty Dawida Podsiadło, której tytuł to nazwiska mojego ulubionego, serialowego duetu, a głos Julii Pietruchy sprawia, że ta piosenka jest jeszcze bardziej perfekcyjna. 



3 komentarze:

  1. Jak to czytam, zdaję sobie sprawę, że te same dylematy dotykają także mnie. Rozdarcie między tym, co się chce, a tym, co być może się 'powinno', między marzeniami i ambicjami, między jedną wielką niewiadomą, jaką jest przyszłość. I cóż, póki nie wybierzemy jednej ze ścieżek, nie dowiemy się, dokąd prowadzi. Oby tylko wybierać trafnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda, każdy z nas zastanawia się, czy podjął pewną decyzję bo...wszyscy wiemy, że mamy tylko pewien czas dany w tym miejscu i jednak, cholera...chcemy go maksymalnie wykorzystac. Ja akurat należę do tych ludzi, którzy nie mają wielkich ambicji, pomimo możliwości, ale jestem swojego rodzaju hedonistką, która ma swój mały, przyjemny świat. Ale właśnie...dla każdego co innego. Jedni wręcz poświęcają swój czas, swoje życie dla jakiegoś celu ale...póki serce mówi, że to właśnie ta droga- należy nią iść. Bo zawsze pojawiają się jakieś podszepty, tęsknoty, za tym, gdzie nas nie ma, za tym, kim nie jesteśmy ale...w środku wiemy, co nasze. Czego pragniemy. I życzę ci, żebyś zawsze wyraźnie, pomimo wątpliwości, słyszała ten głos.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy myślę o wszystkich tych ludziach, którzy spełniają swe marzenia, podróżują, przeżywają przygody, o których potem z uśmiechem opowiadają, to jestem najzwyczajniej w świecie zazdrosna. O to, że ich świat, w przeciwieństwie do mojego, nie zamyka się w mieście rodzinnym, każdy kolejny dzień nie jest kopią poprzedniego, że pojęcie "nuda" praktycznie nie istnieje w słowniku tych osób.
    Faktycznie ambicja nie zawsze idzie w parze ze spełnianiem marzeń. Czasami też chcę odpuścić, ale chyba wciąż mam nadzieję, że kiedyś połączę jedno i drugie, a za ciężką pracę będę sobie dziękować. Naprawdę sobie - i Tobie - tego życzę.
    Trzymam kciuki, żebyś mimo tych wszystkich wątpliwości, miała tak wiele cudownych wspomnień i doświadczeń jak ten chłopak. I nie poddawaj się w dążeniu zarówno do zaspokojenia swoich ambicji, jak i spełniania marzeń. Bo jak już wspomniałam, może któregoś dnia, dzięki pracy włożonej w swe aspiracje, Twe pragnienia się ziszczą, połączysz te dwie rzeczy.

    OdpowiedzUsuń