czwartek, 8 grudnia 2016

Zlepek kilku dłuższych, listopadowych myśli

15.11.2016

Nie lubię listopada.
Piękna październikowa jesień została zmuszona do szybszego odejścia przez zimowe już przymrozki. Jeszcze znicze postawione pierwszego listopada na grobach nie zdążyły się wypalić, a już jesteśmy bombardowani świątecznymi reklamami. Kawiarnie nie pachną jeszcze cynamonem i pierniczkami, więc wychodzenie z nich na zewnątrz jest wyjątkowo nieprzyjemne. Do całej tej nieprzyjaznej aury dokładają się obowiązki szkolne, co sprawia, że mam ochotę wrócić do domu, zakopać się w pościeli i nastawić budzik na przyszłą wiosnę. Ewentualnie święta czy ferie zimowe.
Dlaczego nie mogłam się urodzić wiosną.
Jednak trzeba jakoś przetrwać. Dni mijają mi z tą wyczekiwaną długo płytą na zmianę z tym jedynym w swoim rodzaju artystą. Spacery ze szkoły na przystanek nie są już takie przyjemne jak wcześniej. Przez przymrozki stają się nawet niebezpieczne dla takich niezdarnych ludzi jak ja.
(...)

19.11.2016

Są takie dni w roku, kiedy uświadamiasz sobie, że jednak ty to masz w życiu szczęście. 
W moim przypadku był to dzień urodzin. Sezon osiemnastek zbliża się ku końcowi, a ja ubolewałam nad faktem, że nie będę miała swojej imprezy. Co jak co, ale jest okazja do spotkania się ze znajomymi, z którymi szczególnie teraz coraz rzadziej ma się czas wyjść na kawę czy pojechać gdzieś na parę dni. Koszt organizacji takiej imprezy przerósł jednak moje założenia, a fizycznie niemożliwe było zaproszenie tych wszystkich ludzi do mieszkania. Więc pogodzona już z tym faktem szykowałam się na wyjście na miasto z chłopakiem. Nie wiedziałam jednak gdzie mnie zabiera, ale liczyłam na naszą ulubioną kawiarnię w mieście, gdzie z resztą rok temu byliśmy na naszej pierwszej randce. Idąc przez rynek naszego miasta rozmawialiśmy o pubach, które w piątkowy wieczór tętniły życiem. Zwróciłam jego uwagę na jeden z nich, który był miejscem spotkań z moimi przyjaciółmi z gimnazjum. Zaproponował, żebyśmy w takim razie weszli tam na chwilę i zjedli tę zapiekankę, która tak dobrze mi się kojarzy. Nie chciałam psuć jego planów, ale po jego zapewnieniu, że z nimi nie koliduje, wstąpiliśmy tam.
I ku mojemu zaskoczeniu byli tam moi znajomi z gimnazjum. I znajomi z liceum. I siedzieli razem przy jednym stoliku i jak się pojawiliśmy to wstali szepcząc między sobą. 
"Jakoś udało mi się tu ich wszystkich zaprosić, wszystkiego najlepszego Słońce"
Popłakałam się dwa razy. Nie mogłam uwierzyć, że zorganizowali mi osiemnastkę, której tak bardzo pragnęłam. I że dostałam od nich "Gwiaździstą noc nad Rodanem".
"Pamiętasz, jak mnie nie było w szkole dwa dni? Poleciałem do Paryża, podmieniłem na coś innego, chyba się do tej pory nie zorientowali."
Ta przepiękna replika wisi już u mnie w pokoju i podziwianie jej prawdziwie mnie uspokaja.
Siedząc tam, patrzyłam na nich wszystkich, jak rozmawiają ze sobą, śmieją się popijając piwo czy inne trunki i byłam prawdziwie szczęśliwa. Jednak nie trwało to zbyt długo, gdyż zgromadzeni jednogłośnie stwierdzili, że skoro przyjaciół, prezenty i tort już mam, to brakuje mi tylko jeszcze jakiejś dobrej muzyki i miejsca do tańca. I przenieśliśmy się do jednego z klubów w naszym mieście, gdzie naprawdę dobrze spędziłam czas. 
Zostanie to w mojej pamięci na bardzo, bardzo długo. Tego jestem pewna.


25.11.2016

Wczorajszy dzień był szczególny. 
Nie jestem osobą, która przywiązuje jakoś specjalnie uwagę do dat, ale tego dnia wypadła nasza rocznica, której nie mogliśmy spędzić razem. A ja miałam na nią inne plany, które powstały dużo dużo wcześniej.
Te plany to koncert Bastille, który został zapowiedziany już na Openerze, ale oficjalnie ogłoszony jakiś czas później. Jest to zespół, od którego zaczęłam moją przygodę z koncertami i mam dla niego specjalne miejsce w moim sercu. Może dlatego, że gdy zaczynałam zapoznawać się z ich muzyką, byłam w gimnazjum i moje poznawanie ich było czymś, co teraz ma swoją nazwę, która brzmi fangirling. Po jakimś czasie ta faza (można powiedzieć) ustała, ale sentyment pozostał. Gdy ogłosili ich występ na tegorocznym Openerze byłam jak "o spoko, widziałam ich na żywo trzy razy, ale ich koncerty są świetne, więc będzie fajnie."
Nie było fajnie. Było zajebiście (wybaczcie słowo, ale żadne inne tak tego dobrze nie obrazuje). Poczułam się jak kiedyś, chociaż wcale tak dużo czasu nie minęło. Jak Dan (wokalista) łamanym polskim powiedział "wracamy w listopadzie" to poprzysięgłam sobie, że muszę tam być.
No i byłam. I bawiłam się świetnie.
Ludzie, którzy nigdy nie byli na koncercie nie rozumieją, dlaczego chce mi się stać kilka godzin na mrozie czekając na otwarcie bram, potem skakać w tym tłumie ludzi i zdzierać gardło wykrzykując słowa piosenek. Dlaczego to jest takie ekscytujące. Podobne zdanie ma mój luby, więc postanowiłam, że nie będę na niego naciskać, żeby ze mną pojechał, bo pewnie będzie jeszcze kiedyś taka okazja.
Przed koncertem odbyło się spotkanie z zespołem, które polegało głównie na podpisywaniu płyt i przybijanie piątek z członkami zespołu. Dla mnie to było spełnienie marzeń, bo od ich pierwszego koncertu chciałam zamienić z nimi parę zdań. I miałam nareszcie taką możliwość. 
(Dla wtajemniczonych: Dan jest milion razy przystojniejszy na żywo, a jego oczy mają z bliska jeszcze większą głębię.)
Sam koncert był naprawdę dopracowany, piosenki na żywo brzmiały o wiele lepiej niż na płycie. Tak z resztą zazwyczaj jest i uważam, że każdy, kto chodź trochę interesuje się muzyką, powinien się kiedyś o tym przekonać. Nowa trasa związana z wydaniem płyty oznaczała wprowadzenie nowych elementów, które są dla mnie jak jak najbardziej na plus. Oczywiście niektóre elementy w ich repertuarze pozostały niezmienne i uświadomiły mi, jak dobrze wspominam ich koncerty i jakie to ma dla znaczenie. 
Niesamowite przeżycie, które naprawdę ciężko opisać. Zainteresowanych zapraszam tutaj: klik


29.11.2016

Wiecie, że czasami może być jeszcze lepiej, nawet jeśli wydaje wam się, że to niemożliwe?
Jest wielu artystów, których podziwiam. Jednak jest takie nazwisko, które kojarzy mi się z niezwykłym pięknem i wrażliwością.
Podsiadło.
Większość myśli: Dawid Podsiadło. Z całą pewnością o nim napiszę, ale po jego koncercie, na który w grudniu się wybieram. Czuję, że będzie o czym pisać.
Teraz chciałabym się skupić na Jacku Podsiadło. Jako wielka fanka jego twórczości podsyłałam jego utwory znajomym. Jednemu tak się spodobało określenie "gwiazdo idiotyzmu", że ustawił sobie je jako pseudonim w moim telefonie. Mój chłopak po przeczytaniu "Litanii" zaczął się do mnie często zwaracać Przyczyno mojej radości.
Mimo tego, jego twórczość jest mi naprawdę bliska, nie mogłam natrafić na żadną jego książkę. A gdy już to mi się udało, fundusze w moim portfelu nie poznawały mi na jej zakup.
Od dzisiaj jestem posiadaczką tomu "Pod światło". I to nie byle jakiego. Na pierwszej stronie nabazgrane mam niebieskim długopisem:

Karolinie, na osiemnaste urodziny,
prezent trochę spóźniony, ale z mojej winy.
Za to dedykacja jest trzynastozgłoskowcem.
Niechaj chodzą za Tobą i wilki i owce.  
                                                                     JPodsiadło

- Jakim cudem udało ci się to zdobyć? 
- Też miałem problem ze znalezieniem jakiejś jego pozycji na półkach, więc postanowiłem zwrócić się do samego autora.
- Ale jak to? 
- Pogrzebałem trochę w internecie, udało mi się uzyskać do niego prywatnego maila. Napisałem mu trochę o tobie i o moim pomyśle na prezent. Jak bardzo mi zależy i czy jest w stanie mi pomóc. Na odpowiedź czekałem ponad miesiąc, pan Podsiadło odpowiedział, że sam nie zajmuje się sprzedażą, ale ma przy sobie "Pod światło" i może mi wysłać.
- Pewnie cię to kosztowało fortunę...
- Nie. Pan Podsiadło stwierdził, że za prezenty się nie płaci. 
____________________________________________________________________

Z powodu braku czasu na publikację każdego posta osobno, skróciłam je i połączyłam w całość. Mam nadzieję, że jakoś się to prezentuje. Jak żyjecie? :)

1 komentarz:

  1. Jej, widzę, że listopad przyniósł Ci wiele dobrego. Przede wszystkim widzę w tym ogromne szczęście w postaci chłopaka, skarb po prostu i strasznie kochane to wszystko z jego strony :) Poza tym tak miło czytać, że mimo całej jesiennej chandry, da się znaleźć miejsce na ciepło i szczęście :)

    OdpowiedzUsuń